niedziela, 30 grudnia 2012

Akceptacja, dyscyplina i procedura.

Witam.


Dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na pewne rzeczy, które nas blokują i w rezultacie uniemożliwiają nam osiągnięcie satysfakcjonujących rezultatów w treningu.


O ile w makroskali, czyli w aspekcie osiągnięcia pewnego celu rozłożonego w dłuższym czasie
np. ukończenia programu treningowego typu P90X, Insanity, Les Mills Combat czy np. schudnięcia o założoną ilość kilogramów; kluczową rzeczą jest motywacja (o której pisałem wcześniej).


Teraz jednak chciałbym skupić się na mikroskali i zwrócić uwagę na trzy mniejsze problemy, których wyeliminowanie moim zdaniem znacząco zwiększy efektywność naszych treningów.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pierwszym problemem, który zauważam jest przytłoczenie swoimi ograniczeniami.
Ile razy słyszałem teksty typu: "Ja nie dam rady". Ba! Sam je wypowiadałem.


Wiele znajomych, którym opowiadałem o moim treningu (P90X) było pod wrażeniem mojej metamorfozy (i to w zaledwie 30 dni). Co zabawne - ich podziw automatycznie łączył się
ze zwątpieniem w swoje własne możliwości oraz ze wstydem związanym ze swoją formą.

Pojawiały się opinie typu: chciałbym też tak trenować, ale...

- "Ja to nie byłbym się w stanie podciągnąć na drążku nawet jeden raz"

- "W życiu nie zrobiłam pięciu pompek"
- "To jest za trudne dla mnie"

Tak, jakby wzięcie się w garść i rozpoczęcie treningów wiązało się o razu z wykonywaniem wszystkich ćwiczeń na poziomie profesjonalnego trenera fitnessu.

To zabrzmi jak banał, ale nawet profesjonalny trener fitnessu zaczynał przecież kiedyś od zera.
Jeśli kiedykolwiek miałeś podobne myśli typu: "chciałbym trenować/zrobić coś ze sobą,
ale na pewno bym sobie nie poradził"; mam pewną radę:

AKCEPTACJA swoich ułomności!
Jesteś tylko człowiekiem. Nie możesz wykonać nawet jednej standardowej pompki?
Rób pompki łatwiejsze - na kolanach.
Nie możesz się podciągnąć na drążku? Użyj gumy treningowej, dzięki której będziesz symulował ruch podciągnięcia lub oprzyj nogi na krześle.
Nie możesz zrobić 20 brzuszków? Zrób 5.
Ale na litość. ZRÓB!

Do tego każdy z nas ma różne predyspozycje.
Jednym efekty przychodzą łatwiej, a innym trudniej.

Nie ma się czego wstydzić. Forma to rzecz nabyta. Nabądź ją więc.
Powoli. Krok po kroku.

"Chciałbym" - mówią ludzie, którzy nigdy się za siebie nie wezmą.
"Chcę" - mówią ludzie, którzy po prostu działają.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ok.
Załóżmy, że rozumiemy już różnicę pomiędzy "chciałbym" a "chcę" i zamiast siedzieć na dupie, użalać się nad sobą i narzekać na swoją formę, wagę czy wygląd - zdecydowaliśmy się trenować.

Na tym etapie kluczową sprawą jest DYSCYPLINA.

Naprawdę postarajmy się przyjąć do wiadomości, że trening opracowali ludzie, którzy znają się
na temacie w stopniu o wiele większym, niż my sami. I skoro wszyscy mówią, że najważniejsza jest powtarzalność (nieopuszczanie treningów), to p
roponuję zatem zaufać trenerom i spróbować choćby i z przekory, żeby zobaczyć potem, czy mieli rację :)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I ostatnia rzecz warta omówienia, to brak jakiegokolwiek planu działania.
Tak jak żołnierz nie jedzie na misję w ciemno, jak człowiek zakładając firmę ma przygotowany biznes-plan, tak i Ty postaraj się wiedzieć, do czego dążysz krok po kroku.

Ustalenie sobie celu to jedno. Równie ważne jest ustalenie, co będziemy robić na każdym etapie drogi do niego prowadzącej. Czyli PROCEDURA.

Najgorszym rodzajem treningu (oczywiście dobrze jest, że w ogóle trenujemy) 
jest trening "nie wiadomo po co?".
Wprowadza to niepotrzebny chaos i często prowadzi do zniechęcenia.

Przykładem jestem ja sam. Ponad rok temu próbowałem wziąć się za P90X i przestałem
po 2 tygodniach. Nie prowadziłem worksheet'u i nie wiedziałem, ile powtórzeń danego ćwiczenia zrobiłem poprzednim razem. Odpadła więc dodatkowa motywacja w postaci pobijania własnych rekordów.


Uchybienia w procedurach lub ich brak prowadzi do katastrofalnych w skutkach wydarzeń.
Jednym z nich była np. katastrofa elektrowni atomowej w Czarnobylu, innym np. moja próba zapuszczenia włosów ;)


Reasumując.
Akceptacja siebie, dyscyplina treningowa oraz odpowiednia procedura przybliżą nas do osiągnięcia wspaniałych efektów.
Czego sobie oraz Wam życzę w nadchodzącym Nowym Roku.


Na koniec muzyczka:
Ronald Jenkees - Guitar Sound



7 komentarzy:

  1. Witam :)
    Też mam 175, też ważę tyle, ile Ty na początku przygody z p90x - 89 kilo.. parodia... - i ja również zaczęłam p90x (w czerwcu 2012) po czym rzuciłam ćwiczenia po 2 tygodniach. To, że rzuciłam wynikało ze złego przygotowania, nie prowadziłam notatek, no i jadłam co tylko chciałam.. a jak mówi Tony.. 70% kaloryfera powstaje w... kuchni.. Poza tym lubię, aby wszystko było "jak należy", a nie było tak bez drążka, bez hantli.. Teraz już mam wszystko, no i właśnie od jutra (31. grudnia) startuję ponownie uzbrojona w notatnik, sprzęt i ze zrobionymi zdjęciami "before" - cud, ze mój aparat to przetrwał... W każdym razie.. trzymam za Ciebie kciuki i proszę zmów za mnie jakąś szamańską modlitwę, abym wytrwała i nie dała się zwieść śmiechom w domu, że mi znów coś nowego odbiło i że pewnie jak zawsze nie wyjdzie... Kurde! Tym razem będzie inaczej! Pozdrawiam Wojtku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha!
      Gratuluję samozaparcia i również trzymam kciuki!

      Na Twoim miejscu nie przesadzałbym mimo wszystko z dietą.

      W moim przypadku ogromny progres osiągnąłem odstawiając z miejsca alkohol, słodycze, "słonycze" (paluszki, chipsy) i fast foody.

      Zwiększyłem ilość posiłków do 5 dziennie.

      Śniadanie - np. jajecznica czy owsianka
      2 śniadanie - jabłko lub banan
      Obiad - np. pierś z kurczaka, ryż, sałatka
      Podwieczorek - jabłko, banan lub jogurt naturalny
      Kolacja - ryba z puszki lub kanapki z ciemnego pieczywa z twarożkiem

      Nie słodzę herbaty, kawy nigdy nie piłem.


      A teraz najlepsze.
      W jeden dzień w tygodniu mogę jeść, co tylko chcę. Tak sobie ustaliłem, żeby mieć małą nagrodę po tygodniu ciężkiego ćwiczenia.

      I wiesz, co zauważyłem?
      Wcale nie mam już ochoty na słodycze, czy alkohol :)


      Tak więc nie chodzi o jakieś drastyczne kroki w diecie typu żarcie wiórów z deski dębowej i zapijanie wodą.

      Tylko o nie wpieprzanie co popadnie.
      Nie chcesz być przecież kulturystką, prawda?


      Naprawdę liczę na Ciebie.
      Wierzę, że dasz radę.

      Spróbuj wytrzymać pierwsze 4 tygodnie, a jestem pewien, że się wciągniesz (tak jak ja) :)

      P.S.
      Jak trafiłaś na mój blog?

      Usuń
    2. :) Jak tu trafiłam? Gdzieś na ogólnym Facebooku błysnęło mi przed oczami zdanie "od tłustej świni do miss bikini"... To chyba będzie moja mantra na cały 2013 rok :) Dziękuję Ci za to :)
      Co do diet... mam ich serdecznie dosyć.. koniec z chudnięciem 15 kilo "w miesiąc" .. żadnych więcej cudów.. one się kończą przeważnie odzyskiem z nawiązką.. Tylko ciężka praca i prawdziwa, udowodniona empirycznie, poparta efektami wiedza o zdrowym żywieniu. U innych to działa. :)

      Co do słodyczy, słonyczy, a przede wszystkim napojów %%%% - rzucam ten shit.. Szczególnie %%%%%. Nie jestem frajerką żeby się pocić i trudzić, a potem wciągnąć przy komputerze wieczorową porą pół wina i paczkę krakersów... ;P Tak jak mówisz.. i bardzo mądrze.. wszystko jest dla ludzi.. nie można się zarzec, że już w życiu nie tknę czekolady.. i że już never ever nie tknę napojów wyskokowych.. jednak generalnie rzucam to paskudztwo z zamiarem jak najczęstszego obywania się bez produktów, które po pięciu sekundach w ustach zagnieżdżają się na poł życia w tym miejscu, gdzie plecy zatracają swą szlachetną nazwę. ;) Liczę, że Tony Horton przy mojej skromnej pomocy, przepędzi te wszystkie przeszłe grzechy i złe nawyki. W sieci jest mnóstwo wspaniałych osób, z których można brać przykład i czerpać inspirację. Można też samemu inspirować.. innych i siebie. Dlatego ja też będę pisać. Nie od wtedy kiedy już będę miss bikini stojącą na szczycie zdobytej góry, tylko od teraz, gdy wciąż jeszcze wyglądam jak stara wypchana torba ;P

      Usuń
    3. Pisz bloga.

      Z przyjemnością będę go czytał :)
      Wzajemna motywacja to jest to!

      Usuń
    4. ależ piszę :D

      Usuń
  2. Dołączę się do was, dobrze? mam chyba podobną historię, w październiku/listopadzie zrobiłam miesiąc p90x, a potem najgłupiej w świecie przestałam. nawet wzrost mam prawie taki jak wy, centymetra zabrakło.
    Co do diet, na wiosnę doszłam do czegoś takiego jak Slow Carb - ma to podobną ideę z jedzeniem jeden dzień w tygodniu cokolwiek się chce, a przez resztę rezygnowanie z rzeczy mącznych, słodyczy, owoców i zastąpienie ich fasolą i soczewicą. Niby dieta, ale dla mnie całkiem przyjemna (zwłaszcza ten dzień jedzenia wszystkiego co się chce w każdych ilościach), a przede wszystkim dawała rezultaty, więc wracam do niej.
    Zaprzepaściłam wszystko robieniem pracy dyplomowej i pochłanianiem nutelli całymi słoikami ze stresu.
    zaraz opiszę to wszystko na moim pierwszym w życiu blogu, zrobię zdjęcia, no i pora na ćwiczenia. W moim przypadku będzie Insanity, dzień drugi, ach jak się nie mogę doczekać jak już po będzie bolało mnie wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz.
      Praca dyplomowa to dość poważny powód.
      Szkoda, że po prostu ni wróciłaś do treningów.

      Ale nic straconego.

      Styczeń 2013 to dobry moment na zmiany.

      Pozdrawiam

      Usuń